Przepraszam, że tak późno, ale miałam naprawdę dużo na głowie i mało czasu, by pisać. Ale w końcu jest. Enjoy!
- Dobra robota, wszyscy – Akane beznamiętnie ogłosiła koniec roboty. – Możemy wracać. Inspektor Shimotsuki, oczekuję raportu na jutro.
- Dobra robota, wszyscy – Akane beznamiętnie ogłosiła koniec roboty. – Możemy wracać. Inspektor Shimotsuki, oczekuję raportu na jutro.
- Tak, Tsunemori – san! – Nowa inspektor wciąż wykazywała
przedziwny entuzjazm. „Nowa? Chyba nigdy nie przestanę myśleć o niej jak o niezorientowanym
żółtodziobie, który pewnego deszczowego dnia przyszedł na miejsce Ginozy.” Efekt
deja vu był potężny. Nie dało się nie zauważyć przemiany tej młodej dziewczyny.
Usposobieniem była podobna do Kagariego, ale sumienność i obowiązkowość wraz z
entuzjazmem i zapałem do pracy przypominały Akane ją samą z przeszłości. Po dwóch latach była jednak poważniejsza i o
wiele bardziej zdecydowana. Nie potrafiła jednak utrzymać takiej dyscypliny,
jaką wprowadził Ginoza. Przyswoiła sobie jednak jego najcenniejszą lekcję –
uczyła się na błędach inych i nie drążyła spraw, które jej nie dotyczyły. Była
jak promień światła w ponurej atmosferze Biura. Nie mogła jednak zastąpić
elektryzującej obecności Kougamiego. Czujne, kpiące spojrzenie błękitnych oczu,
tak często przeszywających Akane na wylot. Nieodgadniony wyraz przystojnej
twarzy. Kącik ust uniesiony w
półuśmiechu. Te szczegóły wracały do Akane w najmniej spodziewanych momentach,
a każdy był jak siarczysty policzek. W Biurze odczuwała to najsilniej; każdy
element przypominał jej o Kougamim. Gdy podnosiła wzrok znad klawiatury miała
wrażenie, że taksuje ją wzrokiem, ale natrafiała spojrzeniem tylko na Yayoi.
Przez osąd Sybilli nie przyznano im nowego Egzekutora na miejsce Kagariego. Bez
niego w Biurze było pusto i cicho, nawet mimo obecności Miki.
Akane skończyła pisać raport i spojrzała na zegarek: za pięć
minut kończyła zmianę. Było późno, w biurze została tylko ona i Yayoi, pogrążona
w lekturze jakiegoś magazynu dla muzyków. Akane patrzyła przez okno na nocną
panoramę miasta. Jej melancholię przerwało przybycie Miki, która w typowy
sobie, służbowy sposób przejęła wartę.
Akane pożegnała się ze wszystkimi i wyszła. Nie wzięła taksówki.
Zmieniła ubranie i ruszyła na nocny spacer. Nie spieszyła się do domu – jutro miała
wolne. Szła, pogrążona w myślach. Kiedyś wybrałaby się do klubu z
przyjaciółkami, ale po śmierci Yuki zupełnie straciła ochotę na życie towarzyskie.
Patrzyła na roześmiane twarze ludzi, których Sybil zmuszał do szczęścia, i
uderzał ją kontrast z grymasem tych, których Sybil skrzywdził w chwili, gdy
skierowała na nich Swój Dominator. Twarze
szaleńców, którzy przez osąd Sybilli nie mieli już nic do stracenia. Świadomość,
jak wielu ludzi bezpowrotnie pozbawiła szczęścia, przyprawiała o wyrzuty
sumienia, jednak Psycho – pass Akane pozostawał jasnobłękitny.
Mijała skrzyżowanie za skrzyżowaniem, droga uciekała jej
spod nóg, a przed oczami przepływało morze twarzy. Mijała właśnie kolejny klub,
gdy stanęła jak rażona gromem.
Ludzie ją trącali, żarówka w ulicznej latarni mrugała, a
Akane wpatrywała się w drugą stronę ulicy z szokiem wymalowanym na twarzy.
Niewiele brakło, a opadłaby jej szczęka. Na środku ulicy, jak gdyby nigdy nic,
stał Kougami.
Zauważył ją. Nie podszedł do niej, tylko stał i patrzył. To
było jak sen; Akane stała z szeroko otwartymi oczami, patrząc na mężczyznę,
który doprowadził ją niemal do szaleństwa, a on taksował ją spojrzeniem. Puścił
do niej oczko, ułożył palce w pistolet, i będąc w każdym calu Kougamim, udawał,
że strzela, po czym obrócił się na pięcie i zniknął w jednej z bocznych
uliczek, z marynarką przewieszoną przez ramię.
To wyrwało Akane z szoku. Jego reakcja ją rozjuszyła; tylko
tyle po dwóch latach niepewności, czy jeszcze żyje? Wściekła ruszyła za nim.
Gdy dotarła do uliczki, on już znikał za następnym rogiem. Rozzłoszczona, zaczęła
biec.
Gdy wyszła zza rogu, on już tam stał; byli sami. On,
odwrócony tyłem, z wysoko podniesioną głową patrzył w niebo. Akane zatrzymała
się; jak silne było uczucie deja vu – gdy widziała go ostatnim razem, też stał
do niej plecami, ale w dłoniach trzymał rewolwer. Zepsuta świetlówka nad
szyldem nad nimi oświetlała jego postać w surrealistyczny sposób; Akane
śledziła grę światła w jego czarnych, zmierzwionych włosach. Tyle się zmieniło,
ale Akane znów poczuła się słaba i bezsilna, jak wtedy, gdy na polu pszenicy
błagała go, by nie odchodził, a potem, gdy ucichło echo wystrzału, szlochając
raz po raz wołała jego imię; to był pierwszy i ostatni raz, gdy straciła nad
sobą kontrolę w taki sposób. Bała się. Nie raz błagała Boga, by pozwolił jej
zobaczyć go jeszcze raz, żywego, całego
i zdrowego.
- Kougami – wyszeptała.
Odwrócił się i uśmiechnął krzywo, jak to miał w zwyczaju.
- Witam, inspektor Tsunemori – jak to możliwe, że jego głos
brzmiał jeszcze głębiej, tak seksownie zachrypnięty? - Miło mi cię znów widzieć – powiedział i
rozłożył ręce do uścisku.
W Akane coś pękło.
- Tylko. Tyle. Po. Dwóch. Latach. Bez. Znaku. Życia.
Odchodziliśmy. Od. Zmysłów. Straciłam. Już. Nadzieję. Że. Cię. Jeszcze.
Zobaczę. – Akane bardzo dokładnie wymawiała każde słowo cichym, spokojnym
tonem, a każdemu słowu towarzyszył cios w tors Kougamiego. Czuła pod knykciami
twarde mięśnie, wytrenowane godzinami w Biurze. Zaczął się cofać, a ona
napierała i uderzała go co raz szybciej.
– Ty. Głupku. Coś. Ty. Sobie. Myślał. Czy. Nie. Zdajesz. Sobie. Sprawy.
Z tego. Co. Przeszliśmy. I. Jakie. Problemy. Mieliśm. Zanim. Sybil. Zdjął. Z.
Nas. Swoje. Czujne. Oczy??? Idiota. Dureń. Egoista. – Biła go co raz szybciej,
nawet nie dostrzegając łez, które zaczęły spływać po jej policzkach.
- Akane, wystarczy. – Złapał ją za nadgarstki i przyciągnął
do siebie. Zanim Akane odzyskała zdolność logicznego myślenia, płakała wtulona w
Kougamiego. Głowę położyła u podstawy jego szyi, a ręce trzymała na jego piersi.
Nie wiedziała, ile tak stali, a on głaskał ją po głowie i cierpliwie czekał, aż
się uspokoi.
- Zapuściłaś włosy – mruknął jej do ucha. Akane zaśmiała się
cicho.
-Trochę się zmieniło podczas twojej nieobecności – szepnęła i
przytuliła się jeszcze mocniej. Kougami był ciepły, pachniał korzennymi
przyprawami i papierosami. Kiedyś różnymi metodami próbowała namówić go, by
przestał palić, ale będąc szczerą sama ze sobą, nie wyobrażała sobie Kougamiego
bez papierosa w ustach.
- Nie sądziłem, że aż tak się za mną stęskniłaś, pani
inspektor – powiedział i zaśmiał się cicho. Akane momentalnie od niego
odskoczyła i nerwowo poprawiła włosy.
- Jak to możliwe, że idziesz przez miasto niewykryty przez
skanery? – Akane dopiero teraz zorientowała się, w jakiej jest sytuacji. To
było bardzo dziwne, że skaner uliczny nie włączył alarmu.
- To nieco dłuższa historia – powiedział wyciągając z paczki
papierosa.
- Nie pogrywaj ze mną, Shinya – Warknęła Akane, podczas gdy
on zapalał papierosa. Jej wewnętrzny służbista nakazywał wszczęcie alarmu, ale
pozostała część jej świadomości stanowczo go uciszyła. – W tej chwili patrol
Biura Bezpieczeństwa Publicznego powinien wpaść tu na sygnale i aresztować nas
oboje. Gadaj, co zrobiłeś?
Kougami milczał przez chwilę.
- To będzie dłuższa rozmowa. Lepiej chodźmy do ciebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz