niedziela, 6 października 2013

Pięć.

Budzik rozbrzmiał jak wystrzał armatni, przebijając się do świadomości Akane jak pocisk. „Co… Boli… Kurwa, moja głowa… Przestań wyć, przestań, przestań!” Trzasnęła w budzik, prawie go rozwalając i powoli się podniosła. Prawie natychmiast poczuła, że jej żołądkowi się to nie spodobało. W głowie jej dudniło, w ustach miała Saharę. „Jak to mówią… Kac morderca nie ma serca…” pomyślała, sięgając po szklankę wody. Chwila… Skąd ona się tu wzięła?
Wspomnienia uderzyły w nią jak taran. Rozmyte alkoholem, ale i tak przerażająco wyraźne. Płonąca kartka. Papierosy. Nocny klub. Wyrzucili ją. Rzyganie w rynsztoku. Drugi nocny klub. Kogoś spotkała.
Obrazy wyświetlały się, jakby ktoś włączył stroboskop. Nie mogła ich zatrzymać. Ko ściągający ją ze stołu.  Tańczyła z nim potem. Wyciągnął ją z klubu. Zaprowadził do domu. Potem… Co było potem…
Ręce unieruchomione nad głową. Zielone oczy pełne pożądania. Zapach papierosów. Ogień, który w niej płonął, gdy całowali się co raz odważniej. Coś kliknęło w głowie Akane i przypomniała sobie wszystko. Zdanie, które nie powinno paść. Akane złapała się za głowę. „Jak ja spojrzę mu w oczy?”
Na szczęście miała dzisiaj wolne. Wzięła długi prysznic, zmywając z siebie ślady wczorajszej nocy. Woda tryskała prosto w jej twarz, mieszając się z wciąż płynącymi  łzami. Jak mogła tak perfidnie go wykorzystać? Martwił się o nią, możliwe, że winił siebie za jej stan, oczywiście niesłusznie. Właściwie to , co  powiedział, nie zaskoczyło jej aż tak bardzo.
***
- Serio? – Akane pociągnęła długi łyk Jacka Danielsa. – Hm. Ciekawe.
Oczy Kougamiego rozszerzyły się z niedowierzania.
- Właśnie ci mówię, że podstawą naszej cywilizacji da się manipulować, a ty mi mówisz, że to ciekawe?
Akane westchnęła.
- A co mam powiedzieć? Od zawsze uważałam, że coś jest nie halo, a po twoim zniknięciu byłam tego prawie pewna. System wydaje sądy, jak mu wygodnie, ciebie sprzątnęli, bo zacząłeś zadawać pytania, a twoja wściekłość po prostu usprawiedliwiła ich działanie. Mnie mają za lalkę, więc mimo tego, że przez pół roku praktycznie nie trzeźwiałam mój Psycho – Pass wciąż jest jasnobłękitny. Na polityków wybierają marionetki, na nauczycieli – ślepo oddanych Systemowi fanatyków, by krzywić umysły dzieci, na policjantów tych, którzy potrafią jeszcze sami myśleć, by móc ich kontrolować i natychmiast zamykać. Jakież to proste. Tak samo jak to, że jeśli nieco zmienisz swoje fale mózgowe, to już cie nie poznają.
Kougami milczał. Nie spodziewał się takiej reakcji. Sam był w szoku, gdy okazało się, że jego Psycho – Pass po powrocie wrócił do normalności.
- Więc mówisz, że medytacja zen umożliwia oszukanie wszechpotężnego Systemu? – Akane osuszyła szklankę. – Doprawdy, kolos na glinianych nogach. Jakże łatwo podważyć te podstawy…
Zapanowała cisza. Kougami patrzył na Akane, ale nie potrafił nic wyczytać z jej twarzy. Zawsze była dobra w ukrywaniu emocji. O czym myśli…
- To oczywiście jest coś, z czym większość ludzi w Japonii sobie nie poradzi… Mimo, że okazuje się, że to, w co wierzyłam od dziecka, jest zakłamaniem i fikcją, to jednak się cieszę – głos Akane zniżył się do szeptu. – Cieszę się, bo możesz tu być, Ko – uśmiechnęła się delikatnie, jakby tylko do siebie. Wzrok miała utkwiony w pustej szklance w jej dłoniach. Kougami po raz kolejny tego wieczoru zastanawiał się, co powiedzieć. Zmieniła się nie do poznania, ocenił w myślach.
Ciszę przerwał sygnał pagera w zegarku Akane.
- O, już są. Dobrze.
Kougami nie mógł dostrzec, co było w wiadomości, którą dostała. Klikała szybko w hologramowy ekran, z co raz bardziej skwaszoną miną.
- No nie… Kolejna awaria…? Coś za dużo ich. – Zaczęła mruczeć coś niezrozumiałego. – Znowu będę musiała odbierać osobiście. Niech to szlag.
- Akane? O co chodzi?
- O nic ważnego – mruknęła i jednym pstryknięciem wyłączyła osobisty minikomputer. Podniosła wzrok na niego. – Jak ci się podobało w klasztorze?
Pytanie go zaskoczyło. Zaśmiał się i zaczął opowiadać, jak trafił do chińskiego klasztoru i o spędzonym tam roku. Stracili poczucie czasu. Po prostu dobrze im się rozmawiało. Nie mówili o terrorze Sybilli, o sytuacji w kraju, lecz po prostu cieszyli się swoją obecnością.
- Jasna cholera, już tak późno? – Kougami momentalnie poderwał się z miejsca. – Idziesz jutro do pracy, prawda?
- Prawda, prawda, a ty mnie zagadujesz – powiedziała wciąż rozbawiona Akane. Mimo ilości wlanego w siebie alkoholu wstała z gracją i podeszła do niego Stali przy drzwiach, patrząc na siebie. Akane zastanawiała się, kiedy go znowu zobaczy.
Prowadzona dziwnym impulsem przytuliła się do niego.
- Stęskniłam się za tobą, debilu – wyburczała w jego ramię. Wyczuła, że jego brzuch zawibrował. No nie, ten bezczel się śmieje! Wdychała znajomy zapach i momentalnie wróciła do chwili, gdy czuła go po raz ostatni – gdy niósł ją, ranną, w bezpieczne miejsce, zanim zastrzelił Makishimę. W oczach Akane stanęły łzy. Odsunęła się od Kougamiego i uśmiechnęła się sztucznie.
- Do szybkiego zobaczenia, Ko – powiedziała, i otworzyła drzwi. Była dumna, że jej głos się nie załamał; czasem alkohol działał na jej korzyść. Kougami przeszedł przez próg i odwrócił się.
- Do szybkiego… - jego oczy się rozszerzyły, gdy zobaczył spływające po policzkach Akane dwie łzy. Nie zdążył nic więcej powiedzieć, bo Akane zatrzasnęła za nim drzwi. Nie chciała, by widział, jak znowu płacze.
***
Cholera, chyba źle to wszystko wtedy odebrał, myślała Akane, wciąż stojąc po prysznicem. Wciąż wyklinała się za to, co powiedziała pod wpływem, ale najmocniej przeklinała się za to, że mimo tylu wypitych drinków pamiętała wszystko. Moment, w którym poprosiła go o seks. Chwila, w której wisiał nad nią, oceniając, prowokując. Cały on, doskonale bawiący się nawet w takim momencie. To, że mimo wszystko to ona go pocałowała. Dreszcze przeszywające jej ciało, gdy ich języki się splatały.  To nieziemskie uczucie spadania, bo wiedziała, ku czemu to zmierza, a chciała więcej… Dopiero on to przerwał. Odsunął ją, położył spać. Obrócił wszystko w żart i zniknął. Typowo dla siebie.
Wyszła z łazienki i upiła łyk wcześniej zaparzonej kawy. Zmieniła ubranie i właśnie miała zasiąść do sterty papierów zaścielających jej biurko, gdy usłyszała dzwonek do drzwi.
Osoba, którą zobaczyła przez wizjer, była ostatnią, którą w tym momencie chciała widzieć.



_________________________________________________________________________

Od razu chcę przeprosić za tak długą ciszę. Przyznaję - nie miałam w ogóle czasu pisać, ani pomysłu, co napisać. Lecz postanawiam i zapowiadam poprawę - zamysł już jest, więc w miarę możliwości (szkoła -.-) kolejne rozdziały będę dodawała regularniej i częściej. Mam nadzieję, że wam się spodobają... I że ktoś jeszcze o tym blogu pamięta ;]

Prośba - po przeczytaniu zostaw komentarz. Wszelkie uwagi bardzo mi się przydadzą ;]


Enjoy!

poniedziałek, 15 lipca 2013

Cztery.

Nie. Nie… Nie, nie nie!
Biegła przed siebie, nie zatrzymując się, nie oglądając za siebie. Co rusz potrącała i popychała ludzi, nie widząc prawie nic przez potok łez, które wciąż i wciąż napływały. Bolesne ściskanie w gardle było jednak niczym. Biegła ile sił, aż rozbolało ją całe ciało. Oddech szorował jej gardło, pierś unosiła się w zrywanym oddechu a serce szarpało się jak wystraszony ptak. Akane biegła, chcąc zostawić za sobą wszystko, jakby od tego zależało jej życie. Bała się, że jeśli przestanie biec, przestanie czuć, że żyje. Myśli przelatywały jej przez głowę, jedna szybciej od drugiej, i nie mogła ich zatrzymać. Głuchy odgłos w uszach tłumił oburzone okrzyki ludzi, metaliczny smak krwi w ustach był wspomnieniem jednego z upadków, tak samo jak pulsujący ból zdartych kolan.  Nawet nie zauważyła, że wciąż ściska w dłoni ten świstek, na którym wypisane było czarno na białym, że nic już nie będzie takie jak wcześniej.
Nagły spazm rzucił ją na kolana. Teraz dopadło ją to, przed czym tak szaleńczo uciekała: prawdziwa histeria. Obłąkańczy wrzask wyrwał się z jej ust, raz po raz przechodząc w szloch. Ludzie nie reagowali; ich obojętność ją dusiła i rozjuszała jednocześnie. Szaleńczy skowyt wydobywający się z jej gardła był prawie jak wycie rannego wilka, ale nikt nie zwrócił na nią uwagi – kończyło się na kilku zniesmaczonych spojrzeniach.
Nie. To nie może być prawda. Nie! Nie teraz!
Płacz w tym wypadku jej nie oczyszczał, przeciwnie, nakręcała się jeszcze bardziej. To było szaleństwo, jakiego zwykle doświadczała osoba po drugiej stronie Dominatora. Ryczała i krzyczała, aż głos jej zachrypł, a oczy wyschły – wypłakała wszystkie łzy. Słońce już dawno zaszło. Ile tak leżała…?
- Pani Barwa to ciemny niebieski – usłyszała za sobą skrzeczący głos drona porządkowego. – Czy jest pani w stresującej sytuacji? Jeśli tak, mogę pani polecić terapię…
Akane nie pozwoliła mu dokończyć. Zerwała się z miejsca i zaczęła uciekać. Wcześniejszy bieg ją wykończył, więc teraz ledwo truchtała przed siebie, alarmując przy tym kolejne czujniki uliczne. Skręciła za róg i usiadła, opierając się o ścianę budynku. Zaraz warknęła i złapała się rękami za głowę.
Uspokój się… Jesteś na ulicy… Wycisz umysł… Ciemnoniebieski? Aż tak ze mną źle? Uspokój się… Jesteś Akane. Dasz radę. Wdech… Wydech… Rozjaśnij swoją Barwę… Spokojnie…
Przyszedł jej do głowy szalony sposób na uspokojenie. Nie zastanawiała się jednak długo. Z najbliższego sklepu wyszła z paczką mentolowych Forwardów i srebrną zapalniczką. Przez chwilę ważyła ją w dłoni, po czym z kieszeni wyjęła zmiętą kartkę papieru i przeczytała ją jeszcze raz.  Wyziębiła rozszalałe uczucia i beznamiętnie pstryknęła zapalniczką. Bez emocji patrzyła, jak ogień pożera kartkę, która wywróciła wszystko do góry nogami. Gdy został sam popiół, zapaliła papierosa i głęboko się zaciągnęła.
Nigdy nie lubiła smaku tytoniu, nawet z dodatkiem mentolu, ale teraz nie obchodziło jej już nic. Ogarnęło ją to zbawienne uczucie odrętwienia. Była teraz jak posąg. Mimo to wciąż czuła się okropnie. Paliła jednego papierosa za drugim; gdy spojrzała na piękne nocne niebo zakręciło jej się w głowie. Było jej niedobrze. Po szóstym miała dość, ale nie dała sobie szansy na wyjście z odrętwienia – zawinęła do najbliższego klubu. Chciała po prostu zapomnieć…
***
Kougami Shinya rzadko kiedy chodził do klubów; wcześniej nie mógł wychodzić z Biura, teraz nie chciał rzucać się w oczy. Powoli sączył whiskey i rozmyślał; nie wiedział, jakiej reakcji ma spodziewać się po wyjawieniu Akane prawdy o swoim powrocie. Przyjęła to spokojnie, nawet zbyt spokojnie…
Nagły hałas sprowadził go na ziemię; po drugiej stronie Sali długonoga brunetka tańczyła na stole, zrzucając z niego kieliszki. Jej audytorium entuzjastycznie krzyczało, słychać było gwizdy i krzyki w stylu „rozbieraj się!” Gdy obróciła się przodem do niego, Kougami z przerażeniem rozpoznał w niej Akane. Koszulę miała prowokacyjnie rozpiętą, twarz zarumienioną a wzrok nieobecny. Zerwał się z miejsca i  ściągnął ją ze stołu, ku niezadowoleniu widowni.
Była kompletnie zalana; głupawo chichotała i chwiała się na nogach. Pachniała wodą kwiatową, alkoholem, i ku zdziwieniu Kougamiego, papierosami. Przylgnęła do niego i zatrzepotała rzęsami.
- Kougami? Co ty tu… Nieważne – udało jej się wybełkotać. Potrząsnęła głową i przysunęła się jeszcze bliżej. – Zatańcz ze mną.
Kougami był tak zdezorientowany, że otrząsnął się dopiero na parkiecie, wśród wijących się ciał. Akane zaczęła się poruszać w rytm muzyki. Niesamowite, jak będąc tak pijanym można tak zmysłowo tańczyć? Atmosfera była napięta, Kougami czuł wlany w siebie Bourbon. Najdrobniejszy dotyk był jak wyładowanie elektryczne. Patrzył na nią oczarowany; przepiękne brązowe oczy śledziły każdy jego ruch. Dostrzegł rozmazany makijaż – musiała płakać. Zrozumiał aż za dużo.
- Wychodzimy – mruknął i pociągnął ją do wyjścia.
- Co… - nie zdążyła skończyć zdania, może nawet nie była w stanie. Wyciągnął ją na zewnątrz i ruszył w stronę jej domu.
- Hej… hik! Co ty robisz? – Nie doczekała się odpowiedzi. – Czemu zepsułeś mi zabawę? – Kougami nawet na nią nie spojrzał. Nie wiedział, ma być wściekły…? Skąd to się brało?  Czy ma w ogóle prawo? – Zostaw mnie! – Nie zareagował. Ogarniał go strach. Czy to reakcja na jego rewelacje? Czy była aż w takim szoku, że musiała nawalić się jak świnia? Nie, to teraz nieważne. Musiał zabrać ją do domu.
Chłodne nocnie powietrze nieco ją otrzeźwiło. Już nie wlókł jej za sobą, bo dotrzymywała mu kroku. Kougami nie patrzył na nią, usiłując się uspokoić. Nie miał pewności, ale co innego mogło doprowadzić ją do takiego stanu?
Zatoczyła się, a on ją podtrzymał.
- No, koleżanko, chyba muszę ci pomóc nawet wejść do domu…
- Dobrze – mruknęła i zachichotała. – Ale nie próbuj robić nic głupiego, pamiętaj, ja cię obserwuję – wybełkotała i zaczęła się śmiać. Kougami wywrócił oczami. Otworzył drzwi do mieszkania, wciągnął ją do środka i posadził na kanapie. Odsunął się, by wyjść, ale ona go złapała i z zadziwiającą siłą pociągnęła na kanapę obok siebie, prawie natychmiast się o niego opierając. Kougami westchnął.
- Akane… Naprawdę brak mi słów. Dlaczego? – Tylko nie mów, że przeze mnie, nie mów tego, błagam…
W odpowiedzi zaśmiała się i wystawiła język.
- Nic ci nie powiem – jej chichot przeszedł płynnie w szloch bez łez. Przytulił ją, a ona dygotała w jego ramionach, znowu krucha i bezradna. Nie wiedział, ile tak siedzieli, ale w końcu odsunęła się od niego i prawie natychmiast wywaliła się na podłogę.
- Czy… czy to przez to, co ci wczoraj powiedziałem? – Nie wiedzieć czemu, zaczął się jąkać. On, Shinya Kougami!
Parsknęła i popatrzyła na niego jak na głupka.
- Chciałbyś… Zbyt duże ego to wada, skarbie – nie do wiary, znowu się uśmiechała! Po alkoholu jej nastrój zmieniał się co chwila, aż ciężko było się zorientować. – Nie cały świat kręci się wokół ciebie, Ko… - Nagle przysunęła się do niego, jej twarz była kilka centymetrów od jego twarzy. – A może jednak? – Zmarszczyła czoło w parodii skupienia. Była zdecydowanie za blisko. Kougami czuł te trzy szklanki Bourbona, które obalił przy barze. Szumiało mu w głowie, myśli szalały, a Akane patrzyła na niego tymi wielkimi, czekoladowo brązowymi oczami. Nie… To nie powinno się dziać. To było nierealne…
Przekrzywiła głowę i w ciszy wpatrywała się w niego. Po chwili zmrużyła powieki i nachyliła się jeszcze niżej i wyszeptała mu do ucha:
- Kochaj się ze mną, Kougami.
Kurwa, co to miało być? Czy ona naprawdę to przed chwilą powiedziała? Co…? Jej głos, wibrujący i niezwykle głęboki, zdanie, które zdecydowanie nie powinno paść, nie teraz, nie tu, nie po tym, co jej powiedział. Był w kompletnym szoku. Co ja mam jej, do cholery, odpowiedzieć?
- Jesteś pewna? – Mruknął.
- A czy wyglądam, jakbym nie była?
Jeden szybki ruch i znalazła się pod nim, z rękami unieruchomionymi nad głową. Jej oczy się rozszerzyły, jak zawsze wtedy, gdy tracił nad sobą panowanie. Jej oddech przyspieszył, tak samo jak jego, ale patrzyła mu odważnie prosto w oczy. Pochylił się nad nią, niżej i niżej… Zastygł kilka centymetrów od jej twarzy. Chyba była bardzo niecierpliwa, bo uniosła głowę i wpiła się w jego wargi.
Krew uderzyła Kougamiemu do głowy, adrenalina zaczęła krążyć po ciele. Jej usta były takie miękkie, takie słodkie… W głowie miał pustkę, stracił kontrolę. Ich języki splatały się w namiętnym tańcu, jej ciało drżało, a jego ogarniało szaleństwo. Zawsze chciał to zrobić, odkąd Akane pod lalkowatą skorupą okazała się być niezwykle silną kobietą. Nie potrafił tego nazwać, ale miała w sobie coś niezwykle pociągającego. Starał się o niej nie myśleć, bo cholernie go to rozpraszało, ale teraz alkohol krążył w jego ciele, popychając go do rzeczy, których normalnie by w życiu nie zrobił.
Oderwał się od niej i podniósł na łokciach, patrząc na nią ze strachem. Co oni robili?
Owinęła go nogami w pasie.
- Czemu przerwałeś?
Pochylił się i mruknął jej do ucha:
- O nie, moja droga, tak się nie bawimy. Nie wykorzystasz mnie, by poczuć się lepiej. Wezmę cię, gdy będziesz tego całkowicie świadoma, skarbie.
Złapał ją i zaniósł do łóżka.
- Przeczysz swoim słowom, Ko – wyszeptała, rzucając mu spojrzenie spod półprzymkniętych powiek.
- A kto powiedział, że położę się z tobą? – Mruknął, przykrywając ją kołdrą. – Nie zazdroszczę ci. Jutro prawdopodobnie obudzi cię kac morderca, poza tym mamy do pogadania. Co to za palenie fajek? Cofamy się w psotne czasy liceum? – Pokręcił głową z niedowierzaniem. - Pogadamy jutro.

- Nie… Nie zostawiaj mnie… - wyszeptała i zasnęła, a on wyszedł.

Wyszło mi trochę przydługo, więc wydarzenia z poprzedniego dnia, a więc ich poprzednia niedokończona rozmowa, będą następnym razem. Wyjeżdżam, więc następny rozdział chyba dopiero w sierpniu, przepraszam...

piątek, 28 czerwca 2013

Trzy.

Usiedli na kanapie w jej domu. To był widok wysoce nierealistyczny: Shinya Kougami siedzący na sofie w jej salonie, z nieodłącznym papierosem w kąciku ust.
- Zaproponujesz mi herbatę, czy dalej będziesz się na mnie gapić, pani inspektor? – Parsknął rozbawiony i uniósł brew. Akane może i umiałaby utrzymać twarz pokerzysty, ale zdradził ją rumieniec. Zaśmiała się krótko i odpowiedziała:
- Oj, Ko. O czym my mówimy? Ty nie pijesz herbaty – uśmiechnęła się słodko i zmarszczyła nos. – Poza tym, zgaś tą fajkę. Nie cierpię tego smrodu, a ty zadymisz mi cały dom.
Rzucił jej długie spojrzenie, po czym zaciągnął się i wypuścił dym prosto w jej twarz.
- Coś ci nie pasuje, pani inspektor? Przed chwilą ci to nie przeszkadzało, gdy z taką czułością się do mnie tuliłaś…
Twarz Akane zrobiła się czerwona. Bezczelny głupek! Mimo, że jest już dawno dorosły, wciąż zachowuje się jak dziecko. Przewróciła oczami.
- Dobra, spal do końca. Napijesz się herbaty?
Kougami zaczął się śmiać.
- Zmiana tematu, pani inspektor? Muszę przyznać, całkiem zręczna, ale to chyba znaczy, że trafiłem w sedno, prawda?
Akane brakło słów. Doprawdy, co z nim jest nie tak? Trzepnęła go w ramię i zabrała mu papierosa, po czym szybko go zgasiła.
- Nie, to nie. Nie dostaniesz nic do picia – oznajmiła przesłodzonym tonem i otworzyła okno.
- Zły pomysł – Akane aż sapnęła ze zdziwienia, gdy złapał ją za rękę i z powrotem zamknął okno. – Nie chcemy przecież, żeby ktoś podsłuchał naszą rozmowę.
- Podsłuchał? Żartujesz, prawda? Jesteśmy na dziesiątym piętrze wieżowca!
Jego twarz znalazła się nagle parę centymetrów od jej twarzy. W niebieskich oczach Kougamiego nie było widać ani krztyny wcześniejszego rozbawienia; były aż przerażająco poważne.
- Zapamiętaj to sobie, Akane, jeśli chcesz tu przeżyć: po pierwsze, zawsze zakładaj najgorsze, potem najwyżej doznasz miłej niespodzianki. Po drugie: ściany mają uszy. Zrozumiałaś?
-T… Tak – wyjąkała zszokowana Akane. Przed sobą miała Kougamiego, bezlitosnego Egzekutora. Tego, który wykonywał wyroki nie patrząc na nic. Pies myśliwski, jak nazwał go Ginoza. W dodatku, spuszczony ze smyczy.
Chyba dostrzegł wyraz jej twarzy, bo puścił ją i odsunął się. Wrócił na swoje miejsce na kanapie i rozluźnił się. Akane ruszyła do barku stojącego w kącie.
- Pani inspektor? – Nie do wiary, znów wydawał się rozbawiony! Uniósł brew i patrzył, jak wyciąga butelkę Jacka Danielsa i dwie szklanki.  – Whiskey? W życiu nie spodziewałbym się tego po pani.
Akane uniosła brwi.
- Wolałbyś wódkę?
Był to jeden z nielicznych momentów, gdy Kougamiemu brakło słów. Po prostu na nią patrzył.
- Sporo się zmieniło, Kougami. Już ci to mówiłam – mruknęła, napełniając szklanki. – Po prostu coś czuję, że nie przetrzymam tego na trzeźwo.
Pokręcił głową z niedowierzaniem.
- To naprawdę ty, Akane? Nie poznaję cię.
Zachichotała i uniosła szklankę.
- Za twój powrót, Kougami – i nie czekając na jego reakcję, wychyliła do dna. Swego czasu spędziła przy kieliszku niejeden wieczór, tak bardzo tęskniła… Od alkoholizmu uchroniła ją jedna ze spraw, gdzie pijany mężczyzna terroryzował swoją rodzinę. To pomogło jej się otrząsnąć. Jednak nie była już nowicjuszką, jeśli chodziło o picie.
Kougami patrzył na nią oczami wielkimi jak spodki.
- Tsunemori, ty… - nie potrafił skończyć zdania.
-Ćśśś… Pij. Nie czas na kazania. Masz mi chyba sporo do powiedzenia, prawda?



sobota, 22 czerwca 2013

Dwa.

Przepraszam, że tak późno, ale miałam naprawdę dużo na głowie i mało czasu, by pisać. Ale w końcu jest. Enjoy!


- Dobra robota, wszyscy – Akane beznamiętnie ogłosiła koniec roboty. – Możemy wracać. Inspektor Shimotsuki, oczekuję raportu na jutro.
- Tak, Tsunemori – san! – Nowa inspektor wciąż wykazywała przedziwny entuzjazm. „Nowa? Chyba nigdy nie przestanę myśleć o niej jak o niezorientowanym żółtodziobie, który pewnego deszczowego dnia przyszedł na miejsce Ginozy.” Efekt deja vu był potężny. Nie dało się nie zauważyć przemiany tej młodej dziewczyny. Usposobieniem była podobna do Kagariego, ale sumienność i obowiązkowość wraz z entuzjazmem i zapałem do pracy przypominały Akane ją samą z przeszłości.  Po dwóch latach była jednak poważniejsza i o wiele bardziej zdecydowana. Nie potrafiła jednak utrzymać takiej dyscypliny, jaką wprowadził Ginoza. Przyswoiła sobie jednak jego najcenniejszą lekcję – uczyła się na błędach inych i nie drążyła spraw, które jej nie dotyczyły. Była jak promień światła w ponurej atmosferze Biura. Nie mogła jednak zastąpić elektryzującej obecności Kougamiego. Czujne, kpiące spojrzenie błękitnych oczu, tak często przeszywających Akane na wylot. Nieodgadniony wyraz przystojnej twarzy. Kącik ust uniesiony  w półuśmiechu. Te szczegóły wracały do Akane w najmniej spodziewanych momentach, a każdy był jak siarczysty policzek. W Biurze odczuwała to najsilniej; każdy element przypominał jej o Kougamim. Gdy podnosiła wzrok znad klawiatury miała wrażenie, że taksuje ją wzrokiem, ale natrafiała spojrzeniem tylko na Yayoi. Przez osąd Sybilli nie przyznano im nowego Egzekutora na miejsce Kagariego. Bez niego w Biurze było pusto i cicho, nawet mimo obecności Miki.
Akane skończyła pisać raport i spojrzała na zegarek: za pięć minut kończyła zmianę. Było późno, w biurze została tylko ona i Yayoi, pogrążona w lekturze jakiegoś magazynu dla muzyków. Akane patrzyła przez okno na nocną panoramę miasta. Jej melancholię przerwało przybycie Miki, która w typowy sobie, służbowy sposób przejęła wartę.  Akane pożegnała się ze wszystkimi i wyszła. Nie wzięła taksówki. Zmieniła ubranie i ruszyła na nocny spacer. Nie spieszyła się do domu – jutro miała wolne. Szła, pogrążona w myślach. Kiedyś wybrałaby się do klubu z przyjaciółkami, ale po śmierci Yuki zupełnie straciła ochotę na życie towarzyskie. Patrzyła na roześmiane twarze ludzi, których Sybil zmuszał do szczęścia, i uderzał ją kontrast z grymasem tych, których Sybil skrzywdził w chwili, gdy skierowała na nich Swój Dominator.  Twarze szaleńców, którzy przez osąd Sybilli nie mieli już nic do stracenia. Świadomość, jak wielu ludzi bezpowrotnie pozbawiła szczęścia, przyprawiała o wyrzuty sumienia, jednak Psycho – pass Akane pozostawał jasnobłękitny.
Mijała skrzyżowanie za skrzyżowaniem, droga uciekała jej spod nóg, a przed oczami przepływało morze twarzy. Mijała właśnie kolejny klub, gdy stanęła jak rażona gromem.
Ludzie ją trącali, żarówka w ulicznej latarni mrugała, a Akane wpatrywała się w drugą stronę ulicy z szokiem wymalowanym na twarzy. Niewiele brakło, a opadłaby jej szczęka. Na środku ulicy, jak gdyby nigdy nic, stał Kougami.
Zauważył ją. Nie podszedł do niej, tylko stał i patrzył. To było jak sen; Akane stała z szeroko otwartymi oczami, patrząc na mężczyznę, który doprowadził ją niemal do szaleństwa, a on taksował ją spojrzeniem. Puścił do niej oczko, ułożył palce w pistolet, i będąc w każdym calu Kougamim, udawał, że strzela, po czym obrócił się na pięcie i zniknął w jednej z bocznych uliczek, z marynarką przewieszoną przez ramię.
To wyrwało Akane z szoku. Jego reakcja ją rozjuszyła; tylko tyle po dwóch latach niepewności, czy jeszcze żyje? Wściekła ruszyła za nim. Gdy dotarła do uliczki, on już znikał za następnym rogiem. Rozzłoszczona, zaczęła biec.
Gdy wyszła zza rogu, on już tam stał; byli sami. On, odwrócony tyłem, z wysoko podniesioną głową patrzył w niebo. Akane zatrzymała się; jak silne było uczucie deja vu – gdy widziała go ostatnim razem, też stał do niej plecami, ale w dłoniach trzymał rewolwer. Zepsuta świetlówka nad szyldem nad nimi oświetlała jego postać w surrealistyczny sposób; Akane śledziła grę światła w jego czarnych, zmierzwionych włosach. Tyle się zmieniło, ale Akane znów poczuła się słaba i bezsilna, jak wtedy, gdy na polu pszenicy błagała go, by nie odchodził, a potem, gdy ucichło echo wystrzału, szlochając raz po raz wołała jego imię; to był pierwszy i ostatni raz, gdy straciła nad sobą kontrolę w taki sposób. Bała się. Nie raz błagała Boga, by pozwolił jej zobaczyć go jeszcze raz,  żywego, całego i zdrowego.
- Kougami – wyszeptała.
Odwrócił się i uśmiechnął krzywo, jak to miał w zwyczaju.
- Witam, inspektor Tsunemori – jak to możliwe, że jego głos brzmiał jeszcze głębiej, tak seksownie zachrypnięty? -  Miło mi cię znów widzieć – powiedział i rozłożył ręce do uścisku.
W Akane coś pękło.
- Tylko. Tyle. Po. Dwóch. Latach. Bez. Znaku. Życia. Odchodziliśmy. Od. Zmysłów. Straciłam. Już. Nadzieję. Że. Cię. Jeszcze. Zobaczę. – Akane bardzo dokładnie wymawiała każde słowo cichym, spokojnym tonem, a każdemu słowu towarzyszył cios w tors Kougamiego. Czuła pod knykciami twarde mięśnie, wytrenowane godzinami w Biurze. Zaczął się cofać, a ona napierała i uderzała go co raz szybciej.  – Ty. Głupku. Coś. Ty. Sobie. Myślał. Czy. Nie. Zdajesz. Sobie. Sprawy. Z tego. Co. Przeszliśmy. I. Jakie. Problemy. Mieliśm. Zanim. Sybil. Zdjął. Z. Nas. Swoje. Czujne. Oczy??? Idiota. Dureń. Egoista. – Biła go co raz szybciej, nawet nie dostrzegając łez, które zaczęły spływać po jej policzkach.
- Akane, wystarczy. – Złapał ją za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Zanim Akane odzyskała zdolność logicznego myślenia, płakała wtulona w Kougamiego. Głowę położyła u podstawy jego szyi, a ręce trzymała na jego piersi. Nie wiedziała, ile tak stali, a on głaskał ją po głowie i cierpliwie czekał, aż się uspokoi.
- Zapuściłaś włosy – mruknął jej do ucha. Akane zaśmiała się cicho.
-Trochę się zmieniło podczas twojej nieobecności – szepnęła i przytuliła się jeszcze mocniej. Kougami był ciepły, pachniał korzennymi przyprawami i papierosami. Kiedyś różnymi metodami próbowała namówić go, by przestał palić, ale będąc szczerą sama ze sobą, nie wyobrażała sobie Kougamiego bez papierosa w ustach.
- Nie sądziłem, że aż tak się za mną stęskniłaś, pani inspektor – powiedział i zaśmiał się cicho. Akane momentalnie od niego odskoczyła i nerwowo poprawiła włosy.
- Jak to możliwe, że idziesz przez miasto niewykryty przez skanery? – Akane dopiero teraz zorientowała się, w jakiej jest sytuacji. To było bardzo dziwne, że skaner uliczny nie włączył alarmu.
- To nieco dłuższa historia – powiedział wyciągając z paczki papierosa.
- Nie pogrywaj ze mną, Shinya – Warknęła Akane, podczas gdy on zapalał papierosa. Jej wewnętrzny służbista nakazywał wszczęcie alarmu, ale pozostała część jej świadomości stanowczo go uciszyła. – W tej chwili patrol Biura Bezpieczeństwa Publicznego powinien wpaść tu na sygnale i aresztować nas oboje. Gadaj, co zrobiłeś?
Kougami milczał przez chwilę.

- To będzie dłuższa rozmowa. Lepiej chodźmy do ciebie.

sobota, 1 czerwca 2013

Jeden.

Pulvis et umbra sumus. Prochem i cieniem jesteśmy. Niczym więcej. Tsunemori Akane nauczyła się tego już dawno. Czymże bowiem jest pojedynczy człowiek wobec wszechwiedzącego Systemu Sybil? Systemu, który bawi się w boga i kontroluje wszystko w tym kraju. Jak nisko upadła Japonia, próbując uszczęśliwić ludzi na siłę? Wprowadzenie systemu było błędem, ale Akane zdawała sobie sprawę, jak ważny jest ten kruchy pokój. Wciąż miała w pamięci zamieszki sprzed dwóch lat, w których ludzie ginęli na ulicy w biały dzień. Skan fal mózgowych można obejść, kolor Psycho-pass sfałszować. Sybil jest kolosem na glinianych nogach, prędzej czy później musi upaść.  Akane była jedną z nielicznych, którzy poznali jego prawdziwe oblicze. Wciąż nie potrafiła zrozumieć, jakim cudem ludzie zgodzili się na przyjęcie tak wybrakowanego systemu? Historia lubi się powtarzać. Propaganda robi swoje. Tak samo było, gdy do władzy doszli socjaliści. Ale tym razem obalić tyrana nie było tak łatwo. System zagląda ludziom do głowy i eliminuje tych, którzy choćby pomyślą o jakiejkolwiek formie buntu. Akane zastanawiała się, jakim cudem jej Psycho-pass wciąż był jasnobłękitny mimo tego, jak bardzo zgorzkniała się stała. Może to kwestia przeszłych wydarzeń, może System ją ignoruje? Po wydarzeniach sprzed dwóch lat jej oceny i rangi spadły, tak jak zapowiedział jej przedstawiciel Sybilli, ale poza tym wszystko zostało bez zmian. No, niezupełnie. Po wyzwaniu rzuconym jej przez Sybil, Akane znienawidziła System i wciąż usiłowała znaleźć odpowiedź na pytanie czym go zastąpić. Po wyeliminowaniu Makishimy Shougo przestępczość w mieście gwałtownie spadła, więc Akane miała dużo czasu na rozmyślania. Przyglądała się krajom Zachodu, ich systemowi wewnętrznemu, którego podstawę wciąż stanowiła demokracja. Mimo wysokiej przestępczości, ludzie radzili sobie tam z życiem i wydawali się o wiele szczęśliwsi niż Japończycy uwięzieni w klatce Sybilli. Jak łatwo można było wprowadzić chaos, zasiać ziarno wątpliwości, które rozsadzi cały porządek funkcjonowania kraju, jak łatwo było myśleć o obaleniu Sybilli i wprowadzeniu sprawdzającego się na Zachodzie systemu sprawiedliwości społecznej i prawa głosu. Tylko czy Japończycy po latach reżimu Sybilli, wciąż i wciąż przez nią kierowani, poradzili by sobie w życiu? Potrafili by żyć na własny rachunek? Wielu osobom obecny porządek odpowiadał, mieli spokój, dobrobyt… O nic nie musieli się martwić, Sybil rozwiązywał ich problemy za nich. Akane nie potrafiłaby odebrać ludziom tego spokoju, w zamian  oferując jedynie strach i niepokój. Jeszcze nie teraz. Japonia nie jest gotowa na zmiany.

Akane nie raz zastanawiała się nad słusznością wydawanych przez Sybilę osądów. Im częściej nad tym myślała, tym trudniej było jej pracować. W końcu ścigała ludzi, którzy nie popełnili jeszcze żadnej zbrodni, a jedynie są do niej zdolni – według Sybilli, oczywiście. Zdarzały się wyjątki, gdzie ścigała już nie utajnionych, lecz prawdziwych kryminalistów. Co raz częściej używanie Dominatorów traktowała jak przykry obowiązek, którego za wszelką cenę starała się uniknąć. Pozwalała, by wyręczali ją Egzekutorzy.  Patrzyła z rozpaczą, jak Ginoza, który nauczył ją wszystkiego, stacza się co raz bardziej, a jego Współczynnik Przestępczości wciąż rośnie. Nic nie mogła zrobić. Czuła się tak bardzo bezsilna. Po stracie ojca Ginoza nie był w stanie utrzymać w czystości swojego Psycho-pass. Akane nie dziwiła się mu. Czy tak samo czuł się sam Ginoza, gdy Kougami tak jak on z Inspektora stał się Egzekutorem? Kougami… Na samo wspomnienie o nim Akane z trudem powstrzymywała łzy. Tak bardzo pragnęła go ocalić, tak niewiele brakło, by osiągnęła cel… Ale zawiodła.  Makishima Shougo został zabity przez Kougamiego. Nic nie mogła zrobić. Znowu okazała się bezużyteczna. I wciąż była marionetką Systemu. Znienawidzony człowiek, znienawidzony system… jak wiele nienawiści miała w sobie?  Mimo tego, jak wiele zła wyrządził, Makishima wybrał wolność. Źle wykorzystał dar, jaki otrzymał, a mianowicie nieobliczalny umysł. Mógł zrobić wszystko, a zaczął zabijać i czerpać z tego przyjemność. Przez to, że Makishima wybrał śmierć z rąk Kougamiego, nie było już dla niego ratunku w świecie rządzonym przez Sybil – to była jedna z przyczyn, dla których Akane tak desperacko usiłowała odnaleźć rozwiązanie.  Nie widziała Kougamiego od 2 lat. Wciąż i wciąż czytała list od niego. „Przepraszam, nie mogłem dotrzymać obietnicy.” To zdanie do teraz wywoływało w niej łzy. Jak bardzo pokochała tego pogrążonego w mroku mężczyznę? Sama dokładnie nie wiedziała, jak i kiedy. Po prostu jej serce boleśnie ściskało się na samą myśl o nim i o tym, że nie miała od niego żadnych wiadomości. Nie potrafiła już wytrzymać ze sobą i swoim strachem o niego. Nie miała nawet pewności, że żyje. Nie dopuszczała do siebie myśli, że Kougami może skończyć jak Kagari, Sybil wykończy go po cichu, tak, że nie dostanie nawet nagrobka. Wciąż trwała ta śmiechu warta szopka, zwana „poszukiwaniem zaginionego Kagariego” i „pościgiem za mordercą Kougamim” Od obydwu spraw jej wydział został odsunięty. Sybil wiedział, co robi. Od szaleństwa odpychała ją tylko praca. Mika, inspektor przydzielony na miejsce Ginozy, okazała się pojętną uczennicą. Przy pierwszej możliwej okazji Akane przekazała jej najcenniejszą lekcję inspektora Nobuchika. „Mądrzy ludzie uczą się na cudzych błędach, głupcy zaś na własnych”. Jak do tej pory Mika starała się, i to bardzo. Akane z rozbawieniem i pewną melancholią przyglądała się dziewczynie, która była jej odbiciem z przeszłości, która wydawała się być tak odległa… Minęły dwa lata, dla Akane niczym wieczność. Wiele się zmieniło, ale nie poczucie winy, które dźwigała.  Czekała na cud. Nie przypuszczała nawet, w jaki sposób jej modlitwy się spełnią.

Słowem wstępu...

Cześć! Na blogu będę publikować fanfik "Psycho-Pass" pl.: "Prochem i cieniem jesteśmy". Zawiera on spojlery, akcja rozgrywa się dwa lata po wydarzeniach z anime. Hope U like it ;]

Aha, no i po przeczytaniu, zostaw komentarz. Wszystkie uwagi mi się przydadzą ^^