Nie. Nie… Nie, nie nie!
Biegła przed siebie, nie zatrzymując się, nie oglądając za
siebie. Co rusz potrącała i popychała ludzi, nie widząc prawie nic przez potok
łez, które wciąż i wciąż napływały. Bolesne ściskanie w gardle było jednak
niczym. Biegła ile sił, aż rozbolało ją całe ciało. Oddech szorował jej gardło,
pierś unosiła się w zrywanym oddechu a serce szarpało się jak wystraszony ptak.
Akane biegła, chcąc zostawić za sobą wszystko, jakby od tego zależało jej
życie. Bała się, że jeśli przestanie biec, przestanie czuć, że żyje. Myśli
przelatywały jej przez głowę, jedna szybciej od drugiej, i nie mogła ich
zatrzymać. Głuchy odgłos w uszach tłumił oburzone okrzyki ludzi, metaliczny smak
krwi w ustach był wspomnieniem jednego z upadków, tak samo jak pulsujący ból
zdartych kolan. Nawet nie zauważyła, że
wciąż ściska w dłoni ten świstek, na którym wypisane było czarno na białym, że
nic już nie będzie takie jak wcześniej.
Nagły spazm rzucił ją na kolana. Teraz dopadło ją to, przed
czym tak szaleńczo uciekała: prawdziwa histeria. Obłąkańczy wrzask wyrwał się z
jej ust, raz po raz przechodząc w szloch. Ludzie nie reagowali; ich obojętność
ją dusiła i rozjuszała jednocześnie. Szaleńczy skowyt wydobywający się z jej
gardła był prawie jak wycie rannego wilka, ale nikt nie zwrócił na nią uwagi –
kończyło się na kilku zniesmaczonych spojrzeniach.
Nie. To nie może być prawda. Nie! Nie teraz!
Płacz w tym wypadku jej nie oczyszczał, przeciwnie, nakręcała
się jeszcze bardziej. To było szaleństwo, jakiego zwykle doświadczała osoba po
drugiej stronie Dominatora. Ryczała i krzyczała, aż głos jej zachrypł, a oczy
wyschły – wypłakała wszystkie łzy. Słońce już dawno zaszło. Ile tak leżała…?
- Pani Barwa to ciemny niebieski – usłyszała za sobą
skrzeczący głos drona porządkowego. – Czy jest pani w stresującej sytuacji?
Jeśli tak, mogę pani polecić terapię…
Akane nie pozwoliła mu dokończyć. Zerwała się z miejsca i
zaczęła uciekać. Wcześniejszy bieg ją wykończył, więc teraz ledwo truchtała
przed siebie, alarmując przy tym kolejne czujniki uliczne. Skręciła za róg i
usiadła, opierając się o ścianę budynku. Zaraz warknęła i złapała się rękami za
głowę.
Uspokój się… Jesteś na ulicy… Wycisz umysł… Ciemnoniebieski?
Aż tak ze mną źle? Uspokój się… Jesteś Akane. Dasz radę. Wdech… Wydech…
Rozjaśnij swoją Barwę… Spokojnie…
Przyszedł jej do głowy szalony sposób na uspokojenie. Nie
zastanawiała się jednak długo. Z najbliższego sklepu wyszła z paczką
mentolowych Forwardów i srebrną zapalniczką. Przez chwilę ważyła ją w dłoni, po
czym z kieszeni wyjęła zmiętą kartkę papieru i przeczytała ją jeszcze raz. Wyziębiła rozszalałe uczucia i beznamiętnie
pstryknęła zapalniczką. Bez emocji patrzyła, jak ogień pożera kartkę, która
wywróciła wszystko do góry nogami. Gdy został sam popiół, zapaliła papierosa i
głęboko się zaciągnęła.
Nigdy nie lubiła smaku tytoniu, nawet z dodatkiem mentolu,
ale teraz nie obchodziło jej już nic. Ogarnęło ją to zbawienne uczucie
odrętwienia. Była teraz jak posąg. Mimo to wciąż czuła się okropnie. Paliła
jednego papierosa za drugim; gdy spojrzała na piękne nocne niebo zakręciło jej
się w głowie. Było jej niedobrze. Po szóstym miała dość, ale nie dała sobie
szansy na wyjście z odrętwienia – zawinęła do najbliższego klubu. Chciała po
prostu zapomnieć…
***
Kougami Shinya rzadko kiedy chodził do klubów; wcześniej nie
mógł wychodzić z Biura, teraz nie chciał rzucać się w oczy. Powoli sączył
whiskey i rozmyślał; nie wiedział, jakiej reakcji ma spodziewać się po wyjawieniu
Akane prawdy o swoim powrocie. Przyjęła to spokojnie, nawet zbyt spokojnie…
Nagły hałas sprowadził go na ziemię; po drugiej stronie Sali
długonoga brunetka tańczyła na stole, zrzucając z niego kieliszki. Jej
audytorium entuzjastycznie krzyczało, słychać było gwizdy i krzyki w stylu
„rozbieraj się!” Gdy obróciła się przodem do niego, Kougami z przerażeniem
rozpoznał w niej Akane. Koszulę miała prowokacyjnie rozpiętą, twarz
zarumienioną a wzrok nieobecny. Zerwał się z miejsca i ściągnął ją ze stołu, ku niezadowoleniu
widowni.
Była kompletnie zalana; głupawo chichotała i chwiała się na
nogach. Pachniała wodą kwiatową, alkoholem, i ku zdziwieniu Kougamiego,
papierosami. Przylgnęła do niego i zatrzepotała rzęsami.
- Kougami? Co ty tu… Nieważne – udało jej się wybełkotać.
Potrząsnęła głową i przysunęła się jeszcze bliżej. – Zatańcz ze mną.
Kougami był tak zdezorientowany, że otrząsnął się dopiero na
parkiecie, wśród wijących się ciał. Akane zaczęła się poruszać w rytm muzyki.
Niesamowite, jak będąc tak pijanym można tak zmysłowo tańczyć? Atmosfera była
napięta, Kougami czuł wlany w siebie Bourbon. Najdrobniejszy dotyk był jak
wyładowanie elektryczne. Patrzył na nią oczarowany; przepiękne brązowe oczy
śledziły każdy jego ruch. Dostrzegł rozmazany makijaż – musiała płakać.
Zrozumiał aż za dużo.
- Wychodzimy – mruknął i pociągnął ją do wyjścia.
- Co… - nie zdążyła skończyć zdania, może nawet nie była w
stanie. Wyciągnął ją na zewnątrz i ruszył w stronę jej domu.
- Hej… hik! Co ty robisz? – Nie doczekała się odpowiedzi. –
Czemu zepsułeś mi zabawę? – Kougami nawet na nią nie spojrzał. Nie wiedział, ma
być wściekły…? Skąd to się brało? Czy ma
w ogóle prawo? – Zostaw mnie! – Nie zareagował. Ogarniał go strach. Czy to
reakcja na jego rewelacje? Czy była aż w takim szoku, że musiała nawalić się
jak świnia? Nie, to teraz nieważne. Musiał zabrać ją do domu.
Chłodne nocnie powietrze nieco ją otrzeźwiło. Już nie wlókł
jej za sobą, bo dotrzymywała mu kroku. Kougami nie patrzył na nią, usiłując się
uspokoić. Nie miał pewności, ale co innego mogło doprowadzić ją do takiego
stanu?
Zatoczyła się, a on ją podtrzymał.
- No, koleżanko, chyba muszę ci pomóc nawet wejść do domu…
- Dobrze – mruknęła i zachichotała. – Ale nie próbuj robić
nic głupiego, pamiętaj, ja cię obserwuję – wybełkotała i zaczęła się śmiać.
Kougami wywrócił oczami. Otworzył drzwi do mieszkania, wciągnął ją do środka i
posadził na kanapie. Odsunął się, by wyjść, ale ona go złapała i z zadziwiającą
siłą pociągnęła na kanapę obok siebie, prawie natychmiast się o niego
opierając. Kougami westchnął.
- Akane… Naprawdę brak mi słów. Dlaczego? – Tylko nie mów,
że przeze mnie, nie mów tego, błagam…
W odpowiedzi zaśmiała się i wystawiła język.
- Nic ci nie powiem – jej chichot przeszedł płynnie w szloch
bez łez. Przytulił ją, a ona dygotała w jego ramionach, znowu krucha i
bezradna. Nie wiedział, ile tak siedzieli, ale w końcu odsunęła się od niego i
prawie natychmiast wywaliła się na podłogę.
- Czy… czy to przez to, co ci wczoraj powiedziałem? – Nie wiedzieć
czemu, zaczął się jąkać. On, Shinya Kougami!
Parsknęła i popatrzyła na niego jak na głupka.
- Chciałbyś… Zbyt duże ego to wada, skarbie – nie do wiary,
znowu się uśmiechała! Po alkoholu jej nastrój zmieniał się co chwila, aż ciężko
było się zorientować. – Nie cały świat kręci się wokół ciebie, Ko… - Nagle
przysunęła się do niego, jej twarz była kilka centymetrów od jego twarzy. – A może
jednak? – Zmarszczyła czoło w parodii skupienia. Była zdecydowanie za blisko. Kougami
czuł te trzy szklanki Bourbona, które obalił przy barze. Szumiało mu w głowie,
myśli szalały, a Akane patrzyła na niego tymi wielkimi, czekoladowo brązowymi oczami.
Nie… To nie powinno się dziać. To było nierealne…
Przekrzywiła głowę i w ciszy wpatrywała się w niego. Po
chwili zmrużyła powieki i nachyliła się jeszcze niżej i wyszeptała mu do ucha:
- Kochaj się ze mną, Kougami.
Kurwa, co to miało być? Czy ona naprawdę to przed chwilą
powiedziała? Co…? Jej głos, wibrujący i niezwykle głęboki, zdanie, które
zdecydowanie nie powinno paść, nie teraz, nie tu, nie po tym, co jej
powiedział. Był w kompletnym szoku. Co ja mam jej, do cholery, odpowiedzieć?
- Jesteś pewna? – Mruknął.
- A czy wyglądam, jakbym nie była?
Jeden szybki ruch i znalazła się pod nim, z rękami
unieruchomionymi nad głową. Jej oczy się rozszerzyły, jak zawsze wtedy, gdy
tracił nad sobą panowanie. Jej oddech przyspieszył, tak samo jak jego, ale
patrzyła mu odważnie prosto w oczy. Pochylił się nad nią, niżej i niżej…
Zastygł kilka centymetrów od jej twarzy. Chyba była bardzo niecierpliwa, bo
uniosła głowę i wpiła się w jego wargi.
Krew uderzyła Kougamiemu do głowy, adrenalina zaczęła krążyć
po ciele. Jej usta były takie miękkie, takie słodkie… W głowie miał pustkę,
stracił kontrolę. Ich języki splatały się w namiętnym tańcu, jej ciało drżało,
a jego ogarniało szaleństwo. Zawsze chciał to zrobić, odkąd Akane pod lalkowatą
skorupą okazała się być niezwykle silną kobietą. Nie potrafił tego nazwać, ale
miała w sobie coś niezwykle pociągającego. Starał się o niej nie myśleć, bo
cholernie go to rozpraszało, ale teraz alkohol krążył w jego ciele, popychając
go do rzeczy, których normalnie by w życiu nie zrobił.
Oderwał się od niej i podniósł na łokciach, patrząc na nią
ze strachem. Co oni robili?
Owinęła go nogami w pasie.
- Czemu przerwałeś?
Pochylił się i mruknął jej do ucha:
- O nie, moja droga, tak się nie bawimy. Nie wykorzystasz
mnie, by poczuć się lepiej. Wezmę cię, gdy będziesz tego całkowicie świadoma,
skarbie.
Złapał ją i zaniósł do łóżka.
- Przeczysz swoim słowom, Ko – wyszeptała, rzucając mu
spojrzenie spod półprzymkniętych powiek.
- A kto powiedział, że położę się z tobą? – Mruknął,
przykrywając ją kołdrą. – Nie zazdroszczę ci. Jutro prawdopodobnie obudzi cię
kac morderca, poza tym mamy do pogadania. Co to za palenie fajek? Cofamy się w
psotne czasy liceum? – Pokręcił głową z niedowierzaniem. - Pogadamy jutro.
- Nie… Nie zostawiaj mnie… - wyszeptała i zasnęła, a on
wyszedł.
Wyszło mi trochę przydługo, więc wydarzenia z poprzedniego dnia, a więc ich poprzednia niedokończona rozmowa, będą następnym razem. Wyjeżdżam, więc następny rozdział chyba dopiero w sierpniu, przepraszam...
Ja tam dalej mam nadzieje że wskrzesisz Kagariego ^^
OdpowiedzUsuńMi się podoba jak piszesz, ładnie ubierasz czyny w słowa *-*
♥
Uwaga REKLAMA zapraszam do czytania mojego opowiadania http://remember-the-scars.blogspot.com/
Nadzieja umiera ostatnia ;]
UsuńDziękuję ^^
No właśnie czegoś mi tu brakowało. Chronologia, moja droga, się kłania. Albo przynajmniej dobre wyjaśnienie w kolejnym.
OdpowiedzUsuńOj, Akane, Akane. Ktoś nam się tu chyba pogubił, gdzie ta akceptacja świata dookoła i wieczny spokój? Chcesz skończyć jak Gino? Nie zazdroszczę jej kolejnego poranka, poczuje to aż za dobrze. Cóż, za błędy się płaci.
Pozdrawiam
Laurie